Przed
wjazdem wita nas napis Niech będzie pokój na ziemi. Myślę
sobie: to dobra wróżba:)
Teraz
siedzę na starym, drewnianym balkonie z dobrą kawą i widokiem na
ogród. Pada deszcz, śpiewają ptaki...W ciągu dwóch godzin
dorobiłam się trzeciego dziecka, małej, ślicznej blondyneczki.
Dziewczyny grają z nią w karty, a ja już chyba odpoczywam:)
...
Wczoraj
zdobyłyśmy Wodospad Podgórnej. Chyba nie znajduje się zbyt wysoko
ale dla nas był to prawdziwy szczyt:) Przy wodospadzie dopadła nas
ulewa. Schroniłyśmy się pod drewnianym dachem. Dziś z kolei udało
nam się wejść na Zamek Chojnik. Nie pamiętam kiedy ostatni raz
biło mi tak serce...Marzyłam o schabowym w zamkowej restauracji i
to stanowiło poważną motywację...Niestety, zamkowa restauracja
wygląda jakby chyliła się ku upadkowi. Pierogi ruskie za 17,00 zł,
zupa pomidorowa za 10,00 zł albo zapiekanka za 8,00 zł. I TO
WSZYSTKO! Starsza wzięła zapiekankę i czuła ją w żołądku
jeszcze kilka godzin później. Pomidorowa była ok.
To,
że nie zagubiłyśmy się gdzieś w zachełmskich lasach, to nie
żaden cud tylko dodatkowy zmysł Starszej. Ja – niczym dziecko we
mgle, tłumaczę ten stan urlopowym resetem...Starsza rozgryzała
szlaki i dzięki niej trafiłyśmy, przynajmniej do tej pory, tam
gdzie chciałyśmy. Od czasu do czasu zatrzymywała się i szukała
nas na mapie. Starsza nie tylko ma ów dodatkowy zmysł "terenowy",
ma też sporą wiedzę ogólną. Zrywa kwiat i mówi "o, został
mi w rękach sam kwiatostan":) Wiele jeszcze takich innych,
konfrontujących mnie z brakiem wiedzy. Jestem straszną
ignorantką...Dziwię się jak to się stało, że ukończyłam
podstawówkę, liceum, studia i jeszcze kilka innych. Mam wrażenie,
że mój umysł kasuje wszystko, co wydaje mu się niepotrzebne.
Widocznie bardzo wiele informacji uznaje za niepotrzebne.
...
To
miejsce jest takie jakiego szukałam, w jakim chciałam odpoczywać.
Ptaki śpiewają głośno, ludzi jest mało i raczej są cicho, poza
kilkoma dzieciakami, ale takie ich prawo. Nie muszę z nikim bić się
o hamak:) Mam stary, klimatyczny, drewniany balkon i ogród do
dyspozycji. Śniadanie jemy gapiąc się na kwiaty i rudego kota,
który oczywiście nas ignoruje. Dorośli, których tu spotykam są
uprzejmi, usmiechnięci i stosują się do zasad. Do dyspozycji gości
jest biblioteka. Już w pierwszy dzień skradłam z niej Olgę
Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny no i czytam, czytam...kiedy juz
nie mogę chodzić.
...
Pamiętam,
że kiedyś witało się ludzi na szlaku. Dlatego dziś każdej
napotkanej osobie mówiłyśmy "dzień dobry", wszyscy
odpowiadali, ale tylko dwie pary odpowiedziały z uśmiechem. Jeden
mężczyzna, koło 50tki, jako pierwszy nas przywitał. To dość
smutne, że ta tradycja witania się na szlaku zanika. Pewnie gdyby
można było pobrać aplikację "Dzień dobry na szlaku",
wielu by ją pobrało i wysyłało innym wirtualne uśmiechy. Sama
przyznaję, że jest mi trudno w kontakcie z innymi, szczególnie
obcymi, postanowiłam jednak przełamywać się, i mimo zadyszki i
serca walącego w uszach, witać wszystkich.
Jednego
wieczoru po 22.00 schodzę po bazę dla Młodej. Przed domem kilka
par rozbawionych opowiadanymi przez siebie historiami. Cholera. Nie
znam tego. Nie znałam tego w małżenstwie a tym
bardziej będąc w pojedynkę. Wydaje mi się, że bez pary po prostu
tam nie pasuję. Jest mi trochę smutno.
"Jaka
to rozkosz, jaka słodycz życia – siedzieć w chłodnym domu, pić
herbatę, pogryzać ciasto i czytać. Przeżuwać długie zdania,
smakować ich sens, odkrywać nagle w mgnieniu sens głębszy,
zdumiewać się nim i pozwalać sobie zastygać z oczami wklejonymi w
prostokąt szyby. Herbata stygnie w delikatnej filiżance; nad jej
powierzchnią unosi się koronkowy dymek, który znika w powietrzu,
zostawiając ledwie uchwytny zapach. Sznureczki liter na białej
stronie książki dają schronienie oczom, rozumowi, całemu
człowiekowi." fragment z Olgi Tokarczuk
Godzina
na hamaku, z poduszką, kocem i Olgą Tokarczuk. Uczę się
odpoczywać.
Dziś
w śnie byłam w domu moich teściów. Mój były mąż spał a ja
wzięłam się za zamiatanie. Chyba bałam się zarzutu, że jestem
nieprzydatna. Pojawiła się teściowa. Można by powiedzieć, że
panowała całkiem dyplomatyczna atmosfera. Ja jednak nie mogłam
oddychać. Czułam się tak jakby w gardło włożono mi sitko i
pozostawiono tylko kilka dziurek na przepływ powietrza. Dusiłam
się, miałam trudności, by mówić. Równocześnie musiałam
postarać się, by ktoś naprawił mój samochód. Potem pojawił się
mój teść, krzyczał na mojego byłego męża a ten płakał jak
małe, zrozpaczone dziecko. Wyjechałam stamtąd. I mogłam oddychać.
Kilka
dni temu pisałam o smutku i poczuciu niepasowania. Chyba zdrowieję:)
bo dziś spędziłam wesoło wieczór przy ognisku z trzema parami i
bardzo dobrze się bawiłam! Tylko Młoda co chwilę mnie wołała,
że kiedy przyjdę, że już jest późno a w ogóle to, że brzuch
ją boli. Ok. Zrobiłam jej miętę, wytłumaczyłam, że kocham ją
nawet kiedy nie jestem blisko (wtedy do łazienki, bo tam się to
działo, weszła Starsza i powiedziała: Sorry, wiem, że macie teraz
terapię rodzinną, ale...) i poszłam. Po chwili musiałam wrócić,
bo krzyczała z balkonu, że boli coraz bardziej. Wróciłam. I co? -
pytam, a ona "Matczyna miłość leczy".
"Ale
nas wrobiłaś mamo" usłyszałam, gdy okazało się, że
darmowa wycieczka z przewodnikiem Szlakiem Ducha Gór będzie trwała
sześć godzin a nie dwie...:) Ale zdobyłyśmy Wysoki Kamień!!!:)
http://www.wysokikamien.com.pl/pl/
I
jeszcze jedno. Zobaczyłam jaka jestem szczęśliwa kiedy nie muszę
odbierać telefonu, odpowiadać na smsy czy maile. Nic mnie chyba tak
nie męczy jak ten rodzaj kontaktu.