sobota, 8 października 2016

trudno powiedziec o czym te kilka slow

    Czytam i lubię sporo stron na fb związanych z kobietami, pisanych przez kobiety i dla kobiet. Czuję się jednak wypełniona po brzegi słowami. Już nie mogę czytać.
Ale nie o tym miał być ten post. Zresztą, zawsze kiedy zaczynam pisać, nie wiem jak to się skończy.
Chociaż miałam taki pomysł, by napisać jak sobie bardzo nie radzę ze stratami. Jak się regresuję do małej dziewczynki z ogromnym deficytem opieki. Jak się staję autoagresywna i pracuję tyle by w końcu mój organizm się wściekł i powiedział: STOP. Dopiero kiedy on odmawia mi posłuszeństwa, zatrzymuję się. Już nie mam wyjścia. Kiedyś to był standard. Kiedy były problemy w domu - ja szłam do pracy. I tak wiele lat. A od jakiegoś czasu było lepiej. Trochę zrozumiałam, trochę stałam się bardziej opiekuńcza wobec siebie, trochę nie miałam już takiego ambicjonalnego pędu do pracy...I szlag trafił.
Może to, co się dzieje to za dużo. Może miłość do siebie polega na tym, żeby przyjąć, że emocjonalnie jestem teraz jak małe dziecko, które bardzo potrzebuje opieki i troski. Równocześnie jednak przyjąć, że tą opiekę i troskę mogę dać sobie sama. Ponieważ dziś nie jestem dzieckiem i nikt nie przyjdzie mnie utulić.
Zastanawiam się czy było aż tak źle kiedy byłam mała? Czy to dlatego, że w samotnym rodzicielstwie jest się dla innych ale swoje braki trudno uzupełnić?

No więc leżę i pocę się. I piję aspirynę, łykam sinupret na zawalone zatoki oraz wypijam miód z cytryną i imbirem. I myślę sobie, że to wszystko niepotrzebnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz