poniedziałek, 13 czerwca 2016

Wszystko wraca

Ostatnio miałam taką fantazję, że gdyby ojciec Dziewczynek umarł, mogłyby dostawać rentę po nim a ja miałabym spokój. To tylko pokazuje ile mnie to kosztuje...Na dzień dzisiejszy trzy dni opóźnienia z alimentami. Ja zawieszona w czasoprzestrzeni, bo choć 10 ego miałam wypłatę, po opłaceniu kilku (bo jeszcze nie wszystkich) rachunków, mam zero na koncie. Jutro coś mi wpadnie z dodatkowej pracy, będzie na jedzenie i paliwo.
Przed chwilą wysłałam smsa "Jeśli w dniu dzisiejszym nie będzie alimentów na koncie, zawiadamiam komornika". Kilka lat psychoterapii żebym potrafiła napisać taką wiadomość. A i tak siedzę w napięciu, bo wiem, że to uruchomi falę wściekłości, trwającą 1-3 dni. Jak nie będę odpisywać, to może będzie szalał tylko dziś.
Wciąż mam z tyłu głowy ostatnią sprawę o alimenty – luty 2016. I Pana adwokata ojca dzieci, który obracał sytuację w taki sposób, żeby pokazać, że odpowiedzialność jest tylko i wyłącznie po mojej stronie. "Co pani zrobiła żeby ojciec miał kontakt z dziećmi?", "Czy wie pani jakie wykształcenie ma pozwany?", "Czy coś pani wiadomo, by pozwany znał jakieś języki obce?" Wtedy z ironią odpowiedziałam "Tak, z tego co pamiętam w szkole podstawowej uczył się angielskiego."
Niechęć do utrzymywania własnych dzieci jest przemocą wobec nich. To jest nazywane i nagłaśniane, choć pewnie nie zmieni nic w niektórych umysłach. Ma zmieniać w naszych umysłach: rodziców w pojedynkę wychowujących dzieci.
Pierwsza sprawa o alimenty była jeszcze przed rozwodem. Czułam się winna, że idę do sądu i domagam się pieniędzy dla dzieci. Wtedy jeszcze, o zgrozo, myślałam "Przecież dam sobie radę", ale zostałam z dziećmi, kredytem mieszkaniowym...No i byłam zdziwiona, że on tak sam z siebie nic nie daje...Dopiero kilka lat później zobaczyłam, że przecież przy mnie nic nie musiał. Dziś jest zdziwiony, bo zaczęłam być wymagająca i konsekwentna.
Sądy są pełne przemocy. Nie mam siły na walkę z tym systemem. W lutym 2016 udało mi się jednak obronić. Alimenty nie były podnoszone od 4 lat, bo nie chciałam przeżywać tego doświadczenia, dla mnie upokarzającego. Ale dziś mam więcej siły, przynajmniej na to, by nie pozwolić sobie wmówić, że sytuacja życiowa pozwanego jest moją winą. Bo nie jest.
Z kwoty 300,00 zl podniesiono na 450,00. Walczył jak lew.
W swojej bezsilności, i jakimś rodzaju cierpienia, że kogoś takiego wybrałam na ojca Dziewczynek, myślę sobie (i ta myśl przynosi mi ulgę): Dostaniesz tyle ile dałeś. Wszystko wraca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz