poniedziałek, 20 czerwca 2016

Tak, urodziłam dziecko z wadą.

Czasami czyjś komentarz staje się, używając słowa wielkiego, natchnieniem do napisania posta.
I tak jest i w tym przypadku.
Nie wiedziałam, że urodzę dziecko z wadą. I bardzo dobrze. Ponieważ w ciąży nic nie można zrobić z rozszczepem a ja radzę sobie poprzez działanie. Oszalałabym oglądając twarzyczki dzieci z rozszczepami...Rzeczywiscie Młoda do 5 miesiąca życia, czyli do pierwszej operacji, nie wyglądała normalnie. To znaczy: nie wyglądała jak inne dzieci. Kiedy wychodziłam z nią na spacer, kobiety zaglądały do wózka, a potem od niego odskakiwały. Opowiadały mi historie o innych, strasznych, tragicznych, niosących cierpienie i śmierć historiach, prawdopodobnie, by mnie pocieszyć, że "inni mają gorzej". Ponieważ moje mechanizmy obronne działały świetnie i nie dopuszczałam do siebie wielu emocji związanych z urodzeniem dziecka z wadą, płakałam, i owszem, ale nad innymi. Nie płakałam ani nad Młodą ani nad nami. Załatwiałam lekarzy, rehabilitację, operacje i wszystko, co trzeba było. Póki działałam, było ok.
Pamietam, że nie potrafiłam się zmusić do odebrania jednego wyniku badania. Było podejrzenie padaczki. Nie mogłam wyjść z domu. Dopiero telefon od lekarza zmusił mnie do tego. Młoda nie ma padaczki a z jej OUN jest wszystko ok:)

Czasem zastanawiam się jakie znaczenie w jej życiu będzie miał fakt, że jej ciało od pierwszego dnia życia było dotykane, oglądane, zmieniane.
Nie mam żadnych wątpliwości, że Młoda jest normalnym dzieckiem. Z dużą potrzebą niezależności. "To moje ciało. Nikt nie ma prawa nic z nim zrobić bez mojej zgody", powiedziała mi w kwietniu tego roku, przed czwartą operacją.
Ma ambiwalentny stosunek do wielu norm i zasad, często dostosowuje się do tych, które jej pasują, bo zanadto jej nie ograniczają.
Rzadko używa słów "tak, mamusiu", chyba, że bardzo czegoś chce:)
Przez pierwszy miesiąc życia w ogóle się nie ruszała. Potrzebowała codziennej rehabilitacji żeby jej ciało "załapało", że może się pokulać, usiąść, raczkować....Łapała w mig. Dzis ma 5 z Wfu (zdaje się, że jedyną na świadectwie), nauczyciel mówi, że ma dar do biegania. Gra z chłopakami w piłkę nożną. Uwielbia rower, rolki, deskę, łyżwy...

Natomiast ja jako mama dziecka z wadą (natomiast sprawnego fizycznie, intelektualnie, emocjonalnie i społecznie) oczywiście musiałam sobie, w sobie samej, poukładać jej niepełnosprawność. Kiedy rodzisz chore dziecko możesz zastanawiać się czy nie ma w tym Twojej winy, czy coś z Tobą jest nie tak? Naturalne jest, że każdy chce mieć zdrowe dziecko. Zdrowe, pełnosprawne, śliczne...takie, którym można się pochwalić, które będzie naszą wizytówką. Choć dziecko nie powinno być niczyją wizytówką. I jeśli na nim budujemy swoje poczucie wartości, to je obciążamy. To informacja nie wprost: kocham cię ale...
Nie przynieś mi wstydu.
Spełniaj oczekiwania.
I tak dalej, w tym stylu...


Tymczasem rodzicielstwo to nie targowisko, gdzie wybierasz, co bardziej Ci pasuje. I chyba na tym polega miłość, by przyjąć kogoś takim jest, szczególnie, że nikt z nas nie jest idealny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz