W Nowy Rok obudziłam się z pragnieniem wolności. Wolności od pragnienia
mężczyzny. A w każdym razie tego rodzaju pragnienia, które komplikuje
całe moje dorosłe życie. Cel na ten rok? UWOLNIĆ SIĘ.
Tak na prawdę
to nawet nie chodzi o mężczyzn. Chodzi o mnie. To tak jak z każdą
uzależniającą substancją czy zachowaniem. To nie w niej jest problem.
Problem jest w nas.
Mija czwarty miesiąc mojej abstynencji od. To była dobra decyzja. Nagle zobaczyłam ile mam czasu w ciągu dnia, ile
się zwolniło przestrzeni w mojej głowie, o ile więcej mogę teraz dać
moim dzieciom, ile mam pomysłów do zrealizowania na czas z nimi, ile mam
pomysłów na samą siebie.
Tysiące maili, smsów, telefonów i sporo
spotkań, które skutkowały wciąż tym samym poczuciem samotności, lękiem,
frustracją. To tak jakbym przeżywała kolejne cudowne weekendy ale wciąż
nie udawało się przeżyć cudownego tygodnia.
Nadchodziły kolejne
wakacje, kolejne święta, kolejny Nowy Rok i nic się nie zmieniało. A ja
jak głupia koncentrowałam wszystkie myśli i uczucia wokół.
Myślę
jednak, że to nie żadna magia, ale konsekwencja bardzo wielu zmian
wcześniej. A przede wszystkim podjętego ogromnego wysiłku, by zrozumieć
swoje wybory, swoje życie i nie pozwolić sobie więcej na krzywdę. I choć
moja droga do punktu w jakim jestem dzisiaj była/ jest bardzo wyboista
(bo niczemu nie poddaję się ot tak), to czuję i wiem, że jestem w dobrym
miejscu. I że muszę być sama dziś, jutro i jeszcze przez jakiś czas
żeby odnaleźć siebie. Odnaleźć tak, by już nigdy nie istnieć tylko
dzięki komuś. Odnaleźć siebie tak, by desperacko nie potrzebować.
Okazuje się jednak, że to nie jest aż takie trudne, kiedy przychodzi decyzja i wiesz, że teraz chcesz spotkać siebie.W Nowy Rok obudziłam się z pragnieniem wolności. Wolności od pragnienia
mężczyzny. A w każdym razie tego rodzaju pragnienia, które komplikuje
całe moje dorosłe życie. Cel na ten rok? UWOLNIĆ SIĘ.
Tak na prawdę
to nawet nie chodzi o mężczyzn. Chodzi o mnie. To tak jak z każdą
uzależniającą substancją czy zachowaniem. To nie w niej jest problem.
Problem jest w nas.
Mija czwarty miesiąc mojej abstynencji od. To była dobra decyzja. Nagle zobaczyłam ile mam czasu w ciągu dnia, ile
się zwolniło przestrzeni w mojej głowie, o ile więcej mogę teraz dać
moim dzieciom, ile mam pomysłów do zrealizowania na czas z nimi, ile mam
pomysłów na samą siebie.
Tysiące maili, smsów, telefonów i sporo
spotkań, które skutkowały wciąż tym samym poczuciem samotności, lękiem,
frustracją. To tak jakbym przeżywała kolejne cudowne weekendy ale wciąż
nie udawało się przeżyć cudownego tygodnia.
Nadchodziły kolejne
wakacje, kolejne święta, kolejny Nowy Rok i nic się nie zmieniało. A ja
jak głupia koncentrowałam wszystkie myśli i uczucia wokół.
Myślę
jednak, że to nie żadna magia, ale konsekwencja bardzo wielu zmian
wcześniej. A przede wszystkim podjętego ogromnego wysiłku, by zrozumieć
swoje wybory, swoje życie i nie pozwolić sobie więcej na krzywdę. I choć
moja droga do punktu w jakim jestem dzisiaj była/ jest bardzo wyboista
(bo niczemu nie poddaję się ot tak), to czuję i wiem, że jestem w dobrym
miejscu. I że muszę być sama dziś, jutro i jeszcze przez jakiś czas
żeby odnaleźć siebie. Odnaleźć tak, by już nigdy nie istnieć tylko
dzięki komuś. Odnaleźć siebie tak, by desperacko nie potrzebować.
Okazuje się jednak, że to nie jest aż takie trudne, kiedy przychodzi decyzja i wiesz, że teraz chcesz spotkać siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz