sobota, 28 stycznia 2017

Samotni Rodzice nie dajmy się zwariować!

Jutrzejsze spotkanie z samotnym tatą odbędzie się drogą telefoniczną, bo oboje żeśmy się rozchorowali ( proszę tego nie interpretować). Tymczasem zaczęły się ferie, to trochę oddechu...
Wczoraj wrzuciłam w wyszukiwarkę hasło: portal dla samotnych rodziców.
Jakby się niebo przede mną otwarło!
Większość już znałam i przerabiałam w czasach kiedy nie specjalnie byłam w kontakcie z faktem bycia samotną matka. Co ja miałam wtedy w głowie? To niezwykłe, ale pisanie bloga daje mi tożsamość. Tą tożsamość, którą lekceważyłam. A ja przecież jestem samotną mamą!
W każdym razie był tam portal, którego nie znałam. Postanowiłam zalogować się i sprawdzić go pod kątem samotnego rodzicielstwa. Tzn. na ile ów portal uwzględnia potrzeby samotnych rodziców. Bo pięknie piszą o tym na tych portalowych blogach, o naszych potrzebach, czasie dla siebie i innych pierdołach.
No i znalazłam, co chciałam. Temat: styl życia.
Jak często chodzisz do kina?
Jak często chodzisz na imprezy? (o Jezuuuu jęknęłam)
Jak często chodzisz do teatru?
...
Odpowiedziałam szczerze. I wtedy przez chwilę poczułam się jak towarzyskie zero, taki nikt, bez życia zupełnie, nic nie znaczący bo go nie ma.
W sekundę uruchamia się myśl, że coś ze mną musi być nie tak, bo PRZECIEŻ NIE MAM ŻYCIA!
Ale zaraz! Hola, hola! I to niby ma być portal dla samotnych rodziców?! Totalnie nie uwzględniający naszych realiów?
Nie dajmy się zwariować, pomyślałam sobie.
Nie dajmy się zwariować.

środa, 16 listopada 2016

wdzięczność

Dziś rozstałam się z ludźmi, z którymi przepracowałam ostatnie siedem lat. Siedem lat to szmat czasu. I to był bardzo dobry czas. Jestem wdzięczna za ten czas. Rozstania nie są łatwe, ale chyba zaczynam się ich uczyć. One też mogą być elementem budowania bliskości.
Myśląc o tym wspólnie spędzonym czasie, myślę w ogóle o tych ostatnich siedmiu latach. Były czasem ogromnie intensywnym i trudnym, ale w konsekwencji bardzo dla mnie dobrym.
Siedem lat temu mieszkałam z córkami u moich rodziców. Zajmowałyśmy jeden pokój. Bolał mnie brak domu, brak własnego kąta. Siedem lat temu byłam jeszcze w trakcie rozwodu. Uciekałam do pracy byle nie konfrontować się ze swoją życiową sytuacją. Nie było we mnie spokoju.
W ciągu tych siedmiu lat uzyskałam rozwód cywilny oraz unieważnienie ślubu kościelnego. Zrobiłam prawo jazdy i kupiłam samochód. Założyłam własną działalność. Rozpoczęłam i zakończyłam bardzo dla mnie ważną szkołę. Rozwinęłam się zawodowo. Wzięłam kredyt i kupiłam mieszkanie, w ktorym zresztą mieszkamy już od pięciu lat. Siedem lat temu rozpoczęłam pracę w miejscu, w którym dziś ją zakończyłam. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi i moją przyjaciółkę. Za nami siedem lat budowania relacji. Uff :)
Te siedem lat to też czas kiedy budowałam, na prawdę z ogromnym wysiłkiem, poczucie bezpieczeństwa. Kiedy szukałam siebie i uczyłam się siebie. To też całe mnóstwo błędów, bo nim coś uznałam najpierw musiałam to podważyć. Oparzyłam się nie raz. Ale dziś zdecydowanie mam poczucie, że wychodzę na prostą. Że już pewnych rzeczy nie zrobię, już nie będę bez sensu dotykać gorącego żelazka i sprawdzać czy parzy.

Jestem wdzięczna za wszystkie osoby, które stanęły w tym czasie na mojej drodze, bo każda z nich dołożyła cegiełkę do miejsca, w którym jestem dzisiaj.

przypomnienie

Ten tekst z 6 kwietnia tego roku przypominam specjalnie, nim napiszę kolejny post. Zbiera mi się na podsumowania, za mną (właśnie dziś) i przede mną kolejne rozstania z ważnymi osobami w moim życiu. Nowy Rok 2016 jest na prawdę rokiem odzyskiwania wolności

 W Nowy Rok obudziłam się z pragnieniem wolności. Wolności od pragnienia mężczyzny. A w każdym razie tego rodzaju pragnienia, które komplikuje całe moje dorosłe życie. Cel na ten rok? UWOLNIĆ SIĘ.Tak na prawdę to nawet nie chodzi o mężczyzn. Chodzi o mnie. To tak jak z każdą uzależniającą substancją czy zachowaniem. To nie w niej jest problem. Problem jest w nas.Mija czwarty miesiąc mojej abstynencji od. To była dobra decyzja. Nagle zobaczyłam ile mam czasu w ciągu dnia, ile się zwolniło przestrzeni w mojej głowie, o ile więcej mogę teraz dać moim dzieciom, ile mam pomysłów do zrealizowania na czas z nimi, ile mam pomysłów na samą siebie.Tysiące maili, smsów, telefonów i sporo spotkań, które skutkowały wciąż tym samym poczuciem samotności, lękiem, frustracją. To tak jakbym przeżywała kolejne cudowne weekendy ale wciąż nie udawało się przeżyć cudownego tygodnia. Nadchodziły kolejne wakacje, kolejne święta, kolejny Nowy Rok i nic się nie zmieniało. A ja jak głupia koncentrowałam wszystkie myśli i uczucia wokół. Myślę jednak, że to nie żadna magia, ale konsekwencja bardzo wielu zmian wcześniej. A przede wszystkim podjętego ogromnego wysiłku, by zrozumieć swoje wybory, swoje życie i nie pozwolić sobie więcej na krzywdę. I choć moja droga do punktu w jakim jestem dzisiaj była/ jest bardzo wyboista (bo niczemu nie poddaję się ot tak), to czuję i wiem, że jestem w dobrym miejscu. I że muszę być sama dziś, jutro i jeszcze przez jakiś czas żeby odnaleźć siebie. Odnaleźć tak, by już nigdy nie istnieć tylko dzięki komuś. Odnaleźć siebie tak, by desperacko nie potrzebować.Okazuje się jednak, że to nie jest aż takie trudne, kiedy przychodzi decyzja i wiesz, że teraz chcesz spotkać siebie.

)

poniedziałek, 24 października 2016

o smutku patologicznym i zdrowym

Czuję się tak jakby nie było mnie na blogu sto lat...Założyłam go pod koniec marca i właściwie leciałam dość długo na jakiejś odmianie euforii. Pisanie, potem pomysł na książkę, spotkania z rodzicami...Równocześnie praca zawodowa (dość mocno obciążająca emocjonalnie), ogarnianie dzieci i, jedno z najbardziej obciążających doświadczeń w moim życiu, łapanie równowagi w cukrzycy córki. W międzyczasie złapałam kolejną dodatkową pracę.
No i padłam.
Ale powstałam :) Jednak przede mną kolejne wyzwanie. Firma, w której pracowałam ostatnie siedem lat, kończy ze mną współpracę. Ja się bardzo szybko zbieram, szczególnie kiedy mam zadania. No a teraz mam całkiem poważne. Stworzyć sobie na nowo poczucie bezpieczeństwa. W naszym kraju nie jest to proste, szczególnie kiedy jest się samotnym rodzicem i kiedy ma się chore dziecko.
Kiedy zachorowałam koleżanka z pracy napisała do mnie "wypoć całą patologię". Nie wiem czy chodziło jej o moją własną patologię, ale jeśli tak, to...naprawdę się starałam;)
Piszę o tym dlatego, że znam dwa rodzaje smutku. A może nie tyle smutku co smucenia się. Jeden pozbawia mnie sił i radości z życia, zabiera nadzieję. Kładzie się cieniem nawet na dobre doświadczenia w moim życiu. Jest przejawem mojej osobistej patologii. Drugi smutek jest zdrową i naturalną reakcją na doznane krzywdy i straty. On jest mądry. Mówi: tak, wiele straciłaś i masz sporo smutnych doświadczeń. I dlatego masz prawo być smutna. Równocześnie jednak ten mądry smutek nie zabiera mi radości z życia, radości z dzieci i z innych bliskich mi osób. Jest obok mnie ale nie zabiera całej emocjonalnej przestrzeni.
Mam już dość tego patologicznego smutku, jestem nim naprawdę zmęczona. Ogranicza mnie, zabiera mi to, co mam. Dlatego teraz dzielnie mu się nie poddaję. No i wzięłam sobie do serca słowa Młodej :Uśmiechnij się do życia z własnej woli, a on też uśmiechnie się do ciebie".
:)

sobota, 8 października 2016

trudno powiedziec o czym te kilka slow

    Czytam i lubię sporo stron na fb związanych z kobietami, pisanych przez kobiety i dla kobiet. Czuję się jednak wypełniona po brzegi słowami. Już nie mogę czytać.
Ale nie o tym miał być ten post. Zresztą, zawsze kiedy zaczynam pisać, nie wiem jak to się skończy.
Chociaż miałam taki pomysł, by napisać jak sobie bardzo nie radzę ze stratami. Jak się regresuję do małej dziewczynki z ogromnym deficytem opieki. Jak się staję autoagresywna i pracuję tyle by w końcu mój organizm się wściekł i powiedział: STOP. Dopiero kiedy on odmawia mi posłuszeństwa, zatrzymuję się. Już nie mam wyjścia. Kiedyś to był standard. Kiedy były problemy w domu - ja szłam do pracy. I tak wiele lat. A od jakiegoś czasu było lepiej. Trochę zrozumiałam, trochę stałam się bardziej opiekuńcza wobec siebie, trochę nie miałam już takiego ambicjonalnego pędu do pracy...I szlag trafił.
Może to, co się dzieje to za dużo. Może miłość do siebie polega na tym, żeby przyjąć, że emocjonalnie jestem teraz jak małe dziecko, które bardzo potrzebuje opieki i troski. Równocześnie jednak przyjąć, że tą opiekę i troskę mogę dać sobie sama. Ponieważ dziś nie jestem dzieckiem i nikt nie przyjdzie mnie utulić.
Zastanawiam się czy było aż tak źle kiedy byłam mała? Czy to dlatego, że w samotnym rodzicielstwie jest się dla innych ale swoje braki trudno uzupełnić?

No więc leżę i pocę się. I piję aspirynę, łykam sinupret na zawalone zatoki oraz wypijam miód z cytryną i imbirem. I myślę sobie, że to wszystko niepotrzebnie.

poniedziałek, 3 października 2016

spotkanie z drugim samotnym tata :)

Za mną kolejne spotkanie z samotnym tatą. Bardzo ciekawe, bo choć oboje uważamy się za katolików - sporo nas różni. Jednak moim celem nie jest wpływanie na innych by zmienili swój światopogląd :) Moim celem jest wysłuchanie historii. 
Dziś znów zastanawiałam się po co to robię, skąd we mnie ten pomysł i determinacja by go realizować. Czego ja właściwie szukam? Samotni rodzice, których spotykam dają radę. Tak jak ja. Raz jest gorzej, raz lepiej. Jak w życiu. Każdy ma swoją historię, swoje trudy i swoje radości. No i cóż, nie trzeba być samotnym rodzicem żeby je mieć. Dlatego po każdym spotkaniu wraca do mnie to pytanie: o co ci chodzi? Na jakie pytania próbujesz sobie odpowiedzieć?
Pomyślałam, że te spotkania, pisanie jest drogą. Może do zrozumienia własnego życia. Może cel jest taki by je w końcu zaakceptować dokładnie takim jakim jest - całkowicie niedoskonałym.

wtorek, 27 września 2016

Pierwsze spotkanie z samotnym tatą :)

Mam ZA SOBĄ pierwsze spotkanie z samotnym tatą!!!😁 No teraz to już musi pójść z góry z tymi pierogami...A może nie bez znaczenia jest fakt, że ów tata pojawił się aż ze Śląska 😉 
Magda - dziękuję 

***

Samotne mamy zazwyczaj na propozycję spotkanie reagują entuzjastycznie: świetnie! kiedy? przyjeżdżaj!
Natomiast ojcowie są sceptykami. Przede wszystkim zadają pytania. Duuuużo pytań :) Na przykład co chcę osiągnąć...Pewien wykładowca, a przy okazji samotny ojciec, tak mnie przepytał, że prawie poczułam się jak na studiach. Cele, zadania, metody i techniki. Uwielbiałam to ;)
Myślę, że społecznie kobiety więcej ze sobą rozmawiają, dzielą się swoimi doświadczeniami, czasem się sobie wypłaczą. Zatrzymujemy się z wózkami na ulicy, gadamy ze sobą przy piaskownicy, umawiamy się na kawę. Mężczyźni częściej idą w zadania i nikt ich nie pyta: co czułeś?
Zazwyczaj pierwsze zdanie jakie słyszę od ojców, brzmi: Ale moja historia nie jest jakaś trudna, mam szczęśliwe życie. Kiedy ich uspokajam i mówię, że podtytuł książki nie będzie brzmiał: krew, pot i łzy..., mówią, że może nie chcą do tego wracać. Że właściwie nigdy z nikim o tym nie rozmawiali.
Tata, z którym miałam przyjemność rozmawiać dzisiaj, potraktował spotkanie ze mną jak wyzwanie. Na mnie to spotkanie podziałało bardzo energetycznie. Możecie się śmiać, że ta energia to efekt spotkania kobiety z mężczyzną, ot co. Pewnie też. Ale też dobrze mi się słuchało mężczyzny, któremu udało się zbudować silną i dobrą więź z synem.