piątek, 1 lipca 2016

Z wakacyjnych zapisków...

Przed wjazdem wita nas napis Niech będzie pokój na ziemi. Myślę sobie: to dobra wróżba:)
Teraz siedzę na starym, drewnianym balkonie z dobrą kawą i widokiem na ogród. Pada deszcz, śpiewają ptaki...W ciągu dwóch godzin dorobiłam się trzeciego dziecka, małej, ślicznej blondyneczki. Dziewczyny grają z nią w karty, a ja już chyba odpoczywam:)
...
Wczoraj zdobyłyśmy Wodospad Podgórnej. Chyba nie znajduje się zbyt wysoko ale dla nas był to prawdziwy szczyt:) Przy wodospadzie dopadła nas ulewa. Schroniłyśmy się pod drewnianym dachem. Dziś z kolei udało nam się wejść na Zamek Chojnik. Nie pamiętam kiedy ostatni raz biło mi tak serce...Marzyłam o schabowym w zamkowej restauracji i to stanowiło poważną motywację...Niestety, zamkowa restauracja wygląda jakby chyliła się ku upadkowi. Pierogi ruskie za 17,00 zł, zupa pomidorowa za 10,00 zł albo zapiekanka za 8,00 zł. I TO WSZYSTKO! Starsza wzięła zapiekankę i czuła ją w żołądku jeszcze kilka godzin później. Pomidorowa była ok.
To, że nie zagubiłyśmy się gdzieś w zachełmskich lasach, to nie żaden cud tylko dodatkowy zmysł Starszej. Ja – niczym dziecko we mgle, tłumaczę ten stan urlopowym resetem...Starsza rozgryzała szlaki i dzięki niej trafiłyśmy, przynajmniej do tej pory, tam gdzie chciałyśmy. Od czasu do czasu zatrzymywała się i szukała nas na mapie. Starsza nie tylko ma ów dodatkowy zmysł "terenowy", ma też sporą wiedzę ogólną. Zrywa kwiat i mówi "o, został mi w rękach sam kwiatostan":) Wiele jeszcze takich innych, konfrontujących mnie z brakiem wiedzy. Jestem straszną ignorantką...Dziwię się jak to się stało, że ukończyłam podstawówkę, liceum, studia i jeszcze kilka innych. Mam wrażenie, że mój umysł kasuje wszystko, co wydaje mu się niepotrzebne. Widocznie bardzo wiele informacji uznaje za niepotrzebne.
...
To miejsce jest takie jakiego szukałam, w jakim chciałam odpoczywać. Ptaki śpiewają głośno, ludzi jest mało i raczej są cicho, poza kilkoma dzieciakami, ale takie ich prawo. Nie muszę z nikim bić się o hamak:) Mam stary, klimatyczny, drewniany balkon i ogród do dyspozycji. Śniadanie jemy gapiąc się na kwiaty i rudego kota, który oczywiście nas ignoruje. Dorośli, których tu spotykam są uprzejmi, usmiechnięci i stosują się do zasad. Do dyspozycji gości jest biblioteka. Już w pierwszy dzień skradłam z niej Olgę Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny no i czytam, czytam...kiedy juz nie mogę chodzić.
...

Pamiętam, że kiedyś witało się ludzi na szlaku. Dlatego dziś każdej napotkanej osobie mówiłyśmy "dzień dobry", wszyscy odpowiadali, ale tylko dwie pary odpowiedziały z uśmiechem. Jeden mężczyzna, koło 50tki, jako pierwszy nas przywitał. To dość smutne, że ta tradycja witania się na szlaku zanika. Pewnie gdyby można było pobrać aplikację "Dzień dobry na szlaku", wielu by ją pobrało i wysyłało innym wirtualne uśmiechy. Sama przyznaję, że jest mi trudno w kontakcie z innymi, szczególnie obcymi, postanowiłam jednak przełamywać się, i mimo zadyszki i serca walącego w uszach, witać wszystkich.
 Jednego wieczoru po 22.00 schodzę po bazę dla Młodej. Przed domem kilka par rozbawionych opowiadanymi przez siebie historiami. Cholera. Nie znam tego. Nie znałam tego w małżenstwie a tym bardziej będąc w pojedynkę. Wydaje mi się, że bez pary po prostu tam nie pasuję. Jest mi trochę smutno.
"Jaka to rozkosz, jaka słodycz życia – siedzieć w chłodnym domu, pić herbatę, pogryzać ciasto i czytać. Przeżuwać długie zdania, smakować ich sens, odkrywać nagle w mgnieniu sens głębszy, zdumiewać się nim i pozwalać sobie zastygać z oczami wklejonymi w prostokąt szyby. Herbata stygnie w delikatnej filiżance; nad jej powierzchnią unosi się koronkowy dymek, który znika w powietrzu, zostawiając ledwie uchwytny zapach. Sznureczki liter na białej stronie książki dają schronienie oczom, rozumowi, całemu człowiekowi." fragment z Olgi Tokarczuk
Godzina na hamaku, z poduszką, kocem i Olgą Tokarczuk. Uczę się odpoczywać.
Dziś w śnie byłam w domu moich teściów. Mój były mąż spał a ja wzięłam się za zamiatanie. Chyba bałam się zarzutu, że jestem nieprzydatna. Pojawiła się teściowa. Można by powiedzieć, że panowała całkiem dyplomatyczna atmosfera. Ja jednak nie mogłam oddychać. Czułam się tak jakby w gardło włożono mi sitko i pozostawiono tylko kilka dziurek na przepływ powietrza. Dusiłam się, miałam trudności, by mówić. Równocześnie musiałam postarać się, by ktoś naprawił mój samochód. Potem pojawił się mój teść, krzyczał na mojego byłego męża a ten płakał jak małe, zrozpaczone dziecko. Wyjechałam stamtąd. I mogłam oddychać.
Kilka dni temu pisałam o smutku i poczuciu niepasowania. Chyba zdrowieję:) bo dziś spędziłam wesoło wieczór przy ognisku z trzema parami i bardzo dobrze się bawiłam! Tylko Młoda co chwilę mnie wołała, że kiedy przyjdę, że już jest późno a w ogóle to, że brzuch ją boli. Ok. Zrobiłam jej miętę, wytłumaczyłam, że kocham ją nawet kiedy nie jestem blisko (wtedy do łazienki, bo tam się to działo, weszła Starsza i powiedziała: Sorry, wiem, że macie teraz terapię rodzinną, ale...) i poszłam. Po chwili musiałam wrócić, bo krzyczała z balkonu, że boli coraz bardziej. Wróciłam. I co? - pytam, a ona "Matczyna miłość leczy".
"Ale nas wrobiłaś mamo" usłyszałam, gdy okazało się, że darmowa wycieczka z przewodnikiem Szlakiem Ducha Gór będzie trwała sześć godzin a nie dwie...:) Ale zdobyłyśmy Wysoki Kamień!!!:)
http://www.wysokikamien.com.pl/pl/
I jeszcze jedno. Zobaczyłam jaka jestem szczęśliwa kiedy nie muszę odbierać telefonu, odpowiadać na smsy czy maile. Nic mnie chyba tak nie męczy jak ten rodzaj kontaktu.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz