czwartek, 7 lipca 2016

O randkowaniu słów kilka...

Prawie trzy lata temu, jeśli nie ponad, zalogowałam się po raz pierwszy na portal randkowy. Uznałam, że lepsze to niż mruganie do obcych w trakcie tankowania auta czy tęskne wyczekiwanie aż ów Właściwy wypatrzy mnie w tłumie. Szczególnie, że aż tak urodą nie porażam. No i, żeby było jasne, nie mrugam do mężczyzn. Raczej jestem z tych szarych myszy, które niepotrzebnie szybko spuszczają wzrok...Tak czy siak...zaczęłam randkować. Cierpliwości starczyło mi na jakieś dwa lata. I tak długo... Jeden protetyk mieszkający z matką chciał żeby wszystkie randki odbywały się w jego obskórnej, brudnej, protetycznej piwniczce. Uciekłam. Jednak tych mieszkających z matkami i nie przejawiających pragnienia separacji było wielu. Po pracy do matuli na obiad, potem piwko i na wieczór internet. Ach, żyć nie umierać! Czas upływał im szczęśliwie.
Poznałam też kilku samotnych ojców. Dlatego kiedy zakładałam blog, w nazwie jest "samotny rodzic", bo ci ojcowie, których miałam, w sumie przyjemność poznać, borykali się z podobnymi trudnościami jak ja. Kobiety z dnia na dzień znikały, odchodziły do innych mężczyzn. Ale też przegrywały nierówną walkę z nowotworem. Chyba nigdy nie zapomnę mężczyzny, który napisał do mnie miesiąc po pochowaniu żony. Pokazał mi jej blog na facebooku. Płakałam przez dwa dni nad ich historią. Nie umówiłam się z nim bo nie wierzę, że można zacząć nowy rozdział w swoim życiu, kiedy nie opłakało się starego. A on nawet nie dał sobie szansy.
Spotkałam mężczyzn bardzo poranionych po zdradach żon. Miałam dwa przemiłe spotkania z mężczyzną, który od czasu rozwodu i zdrady żony, czyli od siedmiu lat z nikim się nie spotykał. Mieszkał z trójką dzieci, była żona wyjechała do Niemiec.
Dostawałam maile z propozycjami seksu, nawet jeśli nie umieszczałam zdjęcia. Maile od mężczyzn żonatych, w trakcie separacji, w trakcie rozwodu i trzy miesiące po rozwodzie. Sporo maili o niczym, niektórzy bardzo lubili pisać, byleby się nigdy nie spotkać. Iluzja ważniejsza od realności. Pewnie też wygodniejsza.
Miałam w tym czasie jedną, bardzo dla mnie ważną, relację. Choć wszystkie te kontakty, nawet te złoszczące czy frustrujące były dla mnie cennymi lekcjami także o mnie samej. To dzięki tym doświadczeniom dowiedziałam się czego chcę a na co się nie zgadzam. To był czas kiedy pierwszy raz w życiu (niestety pierwszy raz) dostawałam kwiaty od mężczyzn...Kiedy to piszę zdaję sobie sprawę z tego, że zaczęłam doświadczać czegoś, co jest raczej normą; że mężczyzna się stara, jest zaangażowany, przejawia inicjatywę, obdarowuje...Niestety wcześniej tego nie znałam. Ale jak mówią: lepiej późno niż wcale:)
Jeśli mnie zapytacie: dlaczego nie wyszło? Powiem: nie wiem. Mam wiele myśli...Również takich, że ludzie boją się zależności, odpowiedzialności, bliskości. Zresztą, ja też się boję a relacje damsko - męskie są dla mnie dalej tajemnicą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz